Sama jaskinia ma rozwinięcie horyzontalne z niewielkimi tylko prożkami. Na końcu jednego z korytarzy znajdują się syfony końcowe. Od otworu można do nich dojść w ciągu półtorej godziny, a przejście od Kuźnic do otworu wymaga około 40 minut. Jest to stosunkowo niewiele w porównaniu z Syfonem Drzemiącym w źnieżnej Studni, gdzie do samego otworu trzeba iść 5 - 6 godzin w warunkach zimowych, a w samej jaskini pozostaje jeszcze 9 - 10 godzin ciężkiego transportu w pionowych studniach i ciasnych korytarzykach. Ten fakt decyduje o atrakcyjności Kasprowej, która od dawna stanowiła wyzwanie dla grotołazów - płetwonurków.

Pierwszy syfon (Syfon Danka) został pokonany w lutym 1959 przez płetwonurków z Krakowskiego Klubu Grotołazów : Wiesława Maczka i Kazimierza Grotowskiego. Podczas wyprawy zorganizowanej dokładnie w rok później W. Maczek z dwoma towarzyszami pokonuje drugi syfon (Syfon Krakowski) i dociera do Sali Kaskad. Kolejne akcje były organizowane przez Zespół Podwodny Speleoklubu Warszawskiego. Podczas nurkowania przeprowadzonego 29.12.1969 Jacek Bzowski i Leszek Suchy znajdują wyjście z Sali Kaskad poprzez bardzo ciasny Syfon Muminków (III) i następnie przepływają Syfon Mamuci (IV, o głębokości -14m, długości 42m). Wynurzyli się na dnie Komina Kaskaderów, gdzie z góry połową przekroju spada na głowy wodospad. Podczas kolejnej akcji 07.02.1972 Andrzej Płachciński i Wojciech Przybyszewski pokonują wszystkie znane dotąd syfony, wychodzą Komin Kaskaderów i docierają do Syfonu Warszawiaków (V). Następne nurkowanie odbyło się w lutym 1973. Jacek Bzowski, A. Płachciński, W. Przybyszewski docierają ponownie do V Syfonu. Najpierw J. Bzowski i W. Przybyszewski przepływają różnymi drogami do Komory z Grodzą, a następnie A. Płachciński penetruje dolną odnogę Syfonu Warszawiaków nazwaną Labiryntem. Jest to system łączących się większych i mniejszych komór z licznymi bocznymi odgałęzieniami. Na końcu tego ciągu dotarł do biegnącego poprzecznie Korytarza Beaty. W sumie przepłynął w Labiryncie 70-80 metrów przy głębokości 15-20 metrów. Kolejny postęp w eksploracji uzyskano dopiero 30.12.1978. A. Płachciński, Stefan Sowiak, Andrzej Makacewicz pokonują cztery pierwsze syfony, po czym S. Sowiak płynąc pod stropem dociera do Komory z Grodzą (VI Syfon) i dalej po kilkunastu metrach do Dużej Komory (VII Syfon). Kolejną próbę wykonał A. Makacewicz docierając do przegięcia kolejnego VIII Syfonu. Tu skończyła mu się lina, tak że zobaczył jeszcze tylko lustro powietrza w kolejnej komorze. Przez następne kilkanaście lat nie nastąpił żaden postęp w eksploracji. W syfonach odbywały się tylko nurkowania treningowe, a niektóre zespoły docierały do Komina Kaskaderów.

Na początku marca 1996 została zorganizowana akcja przez Sekcję Grotołazów Wrocław. Wzięli w niej udział Wiktor Bolek - kierownik, płetwonurek oraz Jacek Buraczewski, Marcin Fetter, Krzysztof Jabłoński, Arkadiusz Maciuk. Dzięki długiej i mroźnej zimie w jaskini był bardzo niski poziom wody i bez trudu dotarliśmy do Syfonu Danka. Ubrałem się w sprzęt nurkowy, który był transportowany przez cztery osoby, i ostrożnie zjechałem do wody. Będąc jeszcze wpięty w linę założyłem płetwy, co było dosyć niewdzięczną operacją. Miałem dwie ośmiolitrowe butle po 150 atm., zamocowane po bokach. Po sprawdzeniu całego wyposażenia zanurzyłem się. Syfon Danka był bardzo krótki, wziąłem zaledwie trzy oddechy. Salka między syfonami była wypełniona wodą po kolana. Na dnie znajdował się stos skłębionych przeróżnych poręczówek i kabla telefonicznego. Na szczęście do Syfonu Krakowskiego można było się przepłynąć po powierzchni bez konieczności wstawania z wody. Ostrożnie, by nie zaplątać się w linki, zanurzyłem się w drugim syfonie. Ten był już dłuższy. Miał około 20m. Jednak po wynurzeniu się w Sali Kaskad nie stwierdziłem by ciśnienie w butlach zmniejszyło się istotnie. Wskazówki manometrów dalej były w okolicy 150 atm. Dotarcie do kolejnego syfonu już nie było taką prostą sprawą. Należało wspiąć się kilka metrów po połogich kaskadach, którymi spływała woda. Tutaj musiałem już zdjąć płetwy. Przyczepiłem je sobie na udach za pomocą gumek. Dzięki temu mogłem iść dalej mając ręce wolne. Syfon Muminków jest dosyć nietypowy. Sala Kaskad w końcowej części jest przedzielona dwoma prostopadłymi skalnymi murami. W każdym z nich przy dnie znajduje okrągły otwór, przez który przepływa woda. Pierwszy z nich jest ciaśniejszy (średnica około pół metra), ale nie do końca wypełniony wodą. Dopiero drugi znajduje się całkowicie pod wodą i to jest właściwy Syfon Muminków. Jednak ma on znacznie większą średnicę - około metra. Zasadniczym problemem jest pokonanie pierwszego otworu. Postanowiłem to zrobić bez odpinania butli. Położyłem się na boku, tak by móc w każdej chwili wystawić usta nad powierzchnię wody. Poza tym w ręce trzymałem automat, na wypadek, gdybym utknął w tym zacisku. Nie miałem zamiaru utopić się w tak głupi sposób w płytkiej wodzie. Nie chciałem oddychać przez cały czas z automatu by zaoszczędzić powietrza. Przy przechodzeniu butle początkowo klinowały się, tak że musiałem wykonać parę ruchów robaczkowych, aby się przecisnąć. Natomiast przejście samego Syfonu Muminków odbyło się już bez problemów i wypłynąłem do obszernego jeziorka Syfonu Mamuciego. Ponownie założyłem płetwy. Podczas tej operacji musiałem co chwila brać oddech znad wody. Zanurzyłem się w toni syfonu. Poruszałem się wzdłuż poręczówki, która wskazywała drogę w lekko zmąconej wodzie. Ostre przegięcie syfonu było na -14m. Rozpocząłem wynurzanie w pionowym kominie, który zwężał się coraz bardziej ku górze, tak że na -3 zacząłem nawet ocierać butlami po ścianach. Wynurzyłem się. Na głowę walił wodospad. Poręczówka była wpięta karabinkiem do haka. Dopiero po chwili otrząsnąłem się ze stresu. Postanowiłem najpierw zdjąć płetwy i dokładnie obejrzeć Komin Kaskaderów. Nie był zbyt wysoki, a przy tym stosunkowo ciasny. Miał może 3 -4 metry wysokości i około metr - półtora w przekroju. Było dużo wygodnych stopni, jednak w całym tym sprzęcie nie byłem w stanie się na nich wydźwignąć. Wobec tego odpiąłem butlę i przełożyłem ją przez okienko, z którego wypływał wodospad. Będąc już lżejszy o ponad 10 kg swobodnie wyszedłem kominem i wziąłem butlę z drugiej strony. Na przepłynięcie Syfonu Mamuciego zużyłem tylko 20 atm. z jednej butli.

Poszedłem do Syfonu Warszawiaków. Od Komina Kaskaderów towarzyszyła mi gruba, czerwona, poprowadzona podwójnie lina dynamiczna. W jeziorku po raz kolejny powalczyłem z płetwami i popłynąłem po powierzchni. Dno było na pięciu sześciu metrach. Mniej więcej metr pod wodą korytarz był przedzielony skalnym mostem, tzw. Grodzą. Czerwona lina przechodziła dołem. Aby uniezależnić się od nieoczekiwanego przebiegu tej poręczówki, dowiązałem w tym miejscu własną linkę i wpłynąłem do Siódmego Syfonu. Po chwili wynurzyłem się w obszernej komorze. Czerwona lina wskazywała już jednak dalszą drogę. Znowu wpłynąłem pod strop. Głębokość była niewielka 1 - 2 metry. Czerwona lina nagle skończyła się, bez żadnego punktu stabilizującego czy węzła. W pewnej chwili zobaczyłem nad sobą spory pęcherz powietrza. Jednak strop był zaledwie kilkadziesiąt centymetrów nad lustrem wody. Zapewne to jest ta komora, którą widział A. Makacewicz w 1978 r. Popłynąłem dalej. Korytarz łagodnie opadał w dół. Po kilku metrach przeszedł w stromy próg. W tym miejscu postanowiłem po raz pierwszy zastabilizować poręczówkę. Użyłem do tego dużego kamienia leżącego na dnie. Wpłynąłem do szeregu komór, z których najgłębsza była na -8m. Założyłem tam kolejny punkt. Miałem coraz mniej linki na kołowrotku. Oddalałem się od powierzchni, od przyjaznego jeziorka. Nie mówiąc już o kolegach czekających niecierpliwie przed Syfonem Danka. Korytarz zaczął się wznosić, aż osiągnął swoją kulminację, tworząc coś na kształt platformy, za którą znowu opadał. Tu postanowiłem zakończyć eksplorację. W obydwu butlach było jeszcze po 120 atm., ale miałem już dość wrażeń jak na jedną akcję. Od Grodzy przepłynąłem 55 metrów z czego 30 m należy uznać za całkowicie nowy teren. Na platformie zastabilizowałem koniec poręczówki za pomocą ciężarka. Dzięki doskonałej widoczności mogłem zobaczyć dalszy ciąg korytarza opadający lekko w dół na przestrzeni kilku metrów. W całym syfonie była lita skała, bez żadnych osadów, co gwarantowało idealną przejrzystość wody.

Rozpocząłem powrót. Szybko mijałem znane już korytarze i wkrótce stanąłem ponownie nad Kominem Kaskaderów. Tym razem opuściłem butlę na linie, przypinając ją przezornie karabinkiem, aby mi nie spadła od razu na samo dno. Z drugą butlą zszedłem ostrożnie do wody i przepłynąłem syfon zabierając po drodze pierwszą butlę. Przy przechodzeniu Syfonu Muminków przyjąłem tym razem inna taktykę. Jedną butlę odpiąłem i pchałem przed sobą. Przeszedłem bez żadnych trudności. W Sali Kaskad nie chciało mi się już zdejmować płetw. Okazało się przy tym, że schodzenie kaskadami w płetwach jest możliwe w przeciwieństwie do wchodzenia. Jeszcze parę minut i wynurzyłem się w Syfonie Danka. Koledzy z ulgą przyjęli mój powrót. Nie było mnie przez 1 godzinę i 45 minut. Wracaliśmy bez specjalnego zmęczenia, zadowoleni z osiągniętych wyników. Cała akcja w jaskini trwała 10 godzin.


Akcja eksploracyjna w Kasprowej Niżniej
13. Styczeń 2015

W dniach 9-10 I 2015r wykonaliśmy akcję eksploracyjną w Jaskini Kasprowej Niżniej. Do jaskini weszliśmyw piątek ok. godziny 8 rano, natomiast wyszliśmy w sobotę ok. 19. Dotarliśmy do Partii Końcowych i zaatakowaliśmy Komin Wyjściowy.

Turystyczna akcja w jaskini Dudnica
13. Styczeń 2015

Relacja z nurkowania w tej świetnej tatrzańskiej jaskini treningowej. Jak się okazało - także naprawdę urzekającej pod wodą..... co można zobaczyć na załączonym filmie z akcji.

Projekt HOMAR - kolejne starcie
01. Lipiec 2014

Ostatni weekend czerwca przyniósł ze sobą kolejną odsłonę „Projektu Homar”. Z inicjatywy Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika „Odkrywca” (GEMO), w Nawojowie Śląskim, pojawiła się również liczna grupa nurków jaskiniowych związanych z GNJ i GRALmarine Extreme Diving Expedition Support. Kierownikiem podwodnej części akcji był nasz kolega Mirek Kopertowski.